Koniec. Uszyta, przekazana nowym właścicielom.
Moja pierwsza, wielka narzuta patchworkowa !!
Jestem dumna ;)
Szycie zaczęłam baaardzo dawno temu, w okolicach września zeszłego roku, ale po drodze było mnóstwo zawirowań : a to tkaniny nie takie, a to po prostu było ich za mało, choróbska jeszcze były i niemoce przeróżne, remont i przeprowadzka.... Kiedy szukałam tkanin do patchworku w różnych odcieniach żółtego, byłam zaskoczona, bo nigdzie nie mogłam znaleźć, obeszłam mnóstwo sklepów, i wiecie co? zaraz potem wylądowałam w lumpkach, gdzie wszystkiego pełno, tkanin przeróżnych wedle uznania można znaleźć mnóstwo ! Nie zawiodły mnie moje lumpki...
Ale udało się i pomimo kilku kryzysów związanych z rozmiarem tego uszytku to jestem z niego bardzo zadowolona.
Kolorystyka bardzo ciepła i słoneczna: różne odcienie żółci, pomarańczowy, czerwony i brązowy.
Na początku był w planach jeszcze turkus, ale jednak Zamawiająca uznała, żeby nie,
no więc zostało na żółto. Pikowana jest wedle życzenia, w ślimaki, co drugi kwadrat.
Tak wygląda narzuta rozłożona:
Jest dosyć ciężka, ale bardzo ładnie się układa, spójrzcie :
Do kompletu z resztek kwadratów i tkanin uszyłam dwie poszewki patchworkowe, bo bez poduszek to jakoś smutno jest ;) :
Jako spodnią stronę wszyłam dwa połączone kawały dobrej jakości bawełnianej kory - intensywnie pomarańczowej i czerwonej. I chociaż, mówiąc szczerze, nie przepadam za tą tkaniną, to jednak
tu nadała się idealnie - niechcący narzuta jest dwustronna ;)
Tu udokumentowana produkcja lamówki, przy narzucie 200 na 220 cm potrzebowałam 8,5 metra gotowego wyrobu :)
Gotowy zwój, pozszywany i zaprasowany na pół, można było wszywać :)
No i te 8,5 metra lamówki podszywałam ręcznie.... I tu widzę już, jak niektórzy pukają się w czoło, ale taki miałam plan, żeby nie było widać szwu, a poza tym lubię ręczne szycie, więc dla mnie nie ma problemu, a efekt jest o niebo lepszy.
I tu coś jeszcze, mój mały znak firmowy ;) bo jestem przekonana, że to nie ostatnia moja narzuta, mam w planach następne, a każda z nich dostanie taką rameczkę z metką - z wyhaftowanymi haftem krzyżykowym moimi inicjałami i rokiem ukończenia pracy.
Jak Wam się podoba ?
Mnóstwo pracy kosztowała... i przy maszynie, i przy desce do prasowania, bo każdy szew trzeba było rozprasować.... Ciężko było się z nią rozstać ... !
Moi najlepsi pomocnicy to mata do cięcia i nóż krążkowy, bez nich nie wyobrażam sobie tego przedsięwzięcia :)
Teraz trochę odpocznę, i zaplanuję sobie następną narzutę, może tym razem dla siebie, do naszej sypialni..? Wszak wiadomo, że szewc, bez butów chodzi, nie? ;)