Pierwsze koty za płoty, czyli - pierwszy kawałek narzuty przepikowany !
Ale gimnastyka przed pikowaniem - bezcenna ;)
Musiałam porozkładać wszystkie kawałki i zaplanować, jak będą ułożone docelowo, w jakiej kolejności, żeby wiedzieć które kwadraty pikować.
I tu wielką przeszkodą okazał się brak miejsca w moim pokurczowatym mieszkaniu, bo niby jak inaczej miałabym zmieścić tego kolosa, jak nie na podłodze ?!
Jeden rząd, ten niepełny, się nie zmieścił, ale to już jakoś przeboleję... :)
Od razu mówię, że kolory na zdjęciach są zupełnie nie takie jak w rzeczywistości.
Tu blade i niemrawe, tak naprawdę są słoneczne i cieplutkie.
Gotową narzutę obfocę, jak będzie słoneczko, pojadę gdzieś na trawę;)
Kawałki ponumerowałam w kolejności, i zasiadłam do pikowania.
Wyszło nieźle, ślimaki wypadają na różnych kolorach, ale wszystkie są żółte, wygląda fajnie :)
Kilka praktycznych spostrzeżeń :
- Agrafki są mega pomocne !! Nic się nie przesuwa, nie kłuje, przy takich wielgachnych pracach, uważam od dziś za niezastąpione i o niebo lepsze od szpilek :)
- Jako warstwa ociepleniowa i pogrubiająca (śmiesznie brzmi, skoro jest cieniutki) służy mi zwykły, cieniutki, nowy polarowy kocyk z Ikei. Najtańszy na świecie. Sprawdza się na 100 % !
- Nie spieszę się ! Jak chciałam przyspieszyć i zrobić na skróty, to los natychmiast wymierzył mi karę i musiałam pruć ;)
Ale jestem zadowolona z efektów na pierwszym kawałku, teraz to już z górki chyba będzie, choć ciekawe, swoją drogą, ile mi zostało jeszcze pikogodzin do ukończenia kolejnego etapu...
Pikowanie z wolnej ręki to prawie zawsze ból ramion i karku, tak się bardzo na tym skupiam :D
Możnaby rzec, pikuję całą sobą ! ;)
Pozdrawiam Was i bardzo dziękuję za pokrzepiające komentarze, dzięki nim jest o niebo łatwiej !
Buziaki !